Diabłu ogarek

Choć "Indika" szczerze intryguje, jest sprawnie wyreżyserowana i porusza tematy, których z reguły deweloperzy asekuracyjnie nie tykają, to sam gameplay bywa żmudny i nieatrakcyjny. Chyba że to
Gra grzechu warta? Recenzja "Indika"
Ile było przykazań na kamiennych tablicach, ile grzechów głównych widnieje na liście, ile paciorków nanizano na sznureczek różańca i, wreszcie, ile wynosi liczba Bestii, doliczy się małe dziecko. Ale nie o matematykę tutaj chodzi. Choć, zdają się mówić twórcy "Indiki", na to wskazywałyby mamrotane pod nosem, monotonne formułki i rutyna zakonnej reguły, której sensu nikt nie kwestionuje. Że da się wyliczyć, ile dobrych uczynków wystarczy do zbawienia, a ile złych skaże nas na potępienie. Że można przytępić zmysły na tyle, ale usłyszeć nawoływanie Boga. Że ślepe posłuszeństwo to jedyna droga ku niebu. Proste jak dwa plus dwa. Trochę w tym wszystkim ateistycznego buntu, trochę domorosłego antyklerykalizmu, lecz rzadko kiedy twórcy gier pozwalają sobie na tak dosadne komunikaty, mimo że podaje się je tutaj z przenikliwością na poziomie licealnego heavymetalowego bandu, którego tekściarz uciekł pierwszy raz z lekcji religii.



Materiały promujące "Indikę" sugerowały doświadczenie cokolwiek odmienne od tego, którym gra się okazuje. Nie jest to bowiem opowieść o zakonnicy opętanej przez diabła (czyżby?), nie jest to horror, nie jest to też i filozoficzny traktat. Ogółem łatwiej powiedzieć, czym dzieło kazachskiego studia Odd Meter nie jest, niż czym jest. Bo czym miało być, to już pytanie do artysty, jako że mamy do czynienia z projektem intencjonalnie paradoksalnym, z bałaganem uporządkowanym na poziomie idei, ale niekoniecznie wykonania. Segmenty zręcznościowe, zwykle toporne i rzadko interesujące na poziomie gameplayu, przeplatają tutaj poprowadzoną – i to z nieprzeciętnym talentem plastycznym – jak najbardziej na serio opowieść o udręczonej duszy. Raptowne skoki tonalne, od surrealistycznych wizji do pixelartowych retrospektyw, wydają się podporządkowane mętnym celom. Zbierane przez nas punkty za wykonywanie zadań i zbierane przedmioty oraz rozwój drzewka umiejętności, które to działania sama gra uznaje za zbędne, służą chyba jedynie podkreśleniu argumentacji Odd Meter, jakoby wszystko było na nic, a zbawienie to mrzonka. Ale już trudno orzec, czy jest to ze strony studia żarliwa pochwała nihilizmu czy raczej nawoływanie do osobistej rebelii przeciwko religijnemu dyktatowi. Niewykluczone jednak, że ma to również odzwierciedlać dylematy tytułowej zakonnicy, Indiki, której ewidentnie wiara ciąży, ale z drugiej strony jest dla niej kołem ratunkowym, jedynym, jakie zna, pomagającym uporządkować świat.



Indika zostaje wysłana z zakonu z poleceniem dostarczenia listu od przeoryszy. Za murami klasztoru szaleją zima, głód i smutek. Na swojej drodze dziewczyna spotyka uciekającego przed carskimi żołnierzami Ilię, jurodiwego zmierzającego do kościoła, gdzie trzymana jest cudowna relikwia, która, jak wierzy, obdaruje go zdrowiem. Decydują się udać tam oboje, jako że dla dziewczyny może to być poszukiwany przez nią dowód na istnienie Boga. A może chodzi o seksualny pociąg, jaki czuje do mężczyzny? Tak przynajmniej podpowiada jej głos, który odzywa się do niej w chwilach zwątpienia, graczom służący za swoistego narratora. Czy jest to sam diabeł czy może choroba psychiczna? Niestety, ów mroczny towarzysz podróży odzywa się rzadko, złośliwie komentując dylematy Indiki, podobnie mało jest tu surrealistycznych majaków, podczas gdy najlepsze momenty gry to te oniryczne, halucynacyjne, zalatujące obłędem.



To dzięki nim atmosfera gry, przedstawiającej duchową wyprawę Indiki, póki nie zostaje przełamana albo miałkimi meta komentarzami, albo wybijającymi z immersji sekwencjami zręcznościowymi pośród olbrzymich puszek sardynek, bywa refleksyjna i dojmująca. Zespół Odd Meter pokonały wybujałe ambicje, bo chciano powiedzieć dużo, ale niekoniecznie z sensem. I, co jest najbardziej w tym wszystkim rozczarowujące, mimo ogromnego potencjału narracyjnego, wykorzystanego jednie połowicznie, nie jest to udana gra na poziomie samej rozgrywki. Zagadki są banalne i wszystkie polegają na utorowaniu sobie drogi naprzód poprzez usunięcie przeszkody albo utorowanie dla siebie jakiejś ścieżki. Sceny ucieczek rujnuje siermiężne sterowanie, a te retrospektywne są irytujące. Sprawdza się za to mechanika modlitwy. Kiedy głos staje się zbyt natarczywy, świt Indiki dosłownie się rozjeżdża, a modły to jedyny sposób, żeby na powrót odbudować zerwane mosty i scalić mury. Trzeba wtedy lawirować między rzeczywistością demoniczną i (nie mniej demoniczną) doczesną i szukać drogi. Pomysł niezły, ale gry nie naprawi.



Słowem, mamy do czynienia z niezłym konceptem i nie najlepszą grą. Bo choć "Indika" szczerze intryguje, jest sprawnie wyreżyserowana i porusza tematy, których z reguły deweloperzy asekuracyjnie nie tykają, to sam gameplay bywa żmudny i nieatrakcyjny. Chyba że to kolejny poziom kilkupiętrowej metafory klasztornego życia. Ale nawet jeśli tak, to lepiej ten habit zrzucić.
1 10
Moja ocena:
6
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones